Mont Blanc - Dach Europy

      Skoro świt zwijamy namiocik z przydrożnego parkingu i mkniemy do Chamonix. Buszujemy po sklepach, zachwycamy się ekskluzywnymi wystawami z wytwornymi serami i winami francuskimi, ale przede wszystkim pędzimy do Meteo zasięgnąć informacji na temat pogody, bo ona w górach jest najważniejsza. Prognoza jest pomyślna, przez następne dni warunki w górach super, tylko jutro popołudniu ma był thunder storm... (burza z piorunami). Na szczęście tylko przelotna, więc postanawiamy ruszać.

      Startujemy z Les Houches. Pierwszy etap pokonujemy w panoramicznym wagoniku kolejki linowej. Pod nami ogromna dolina Chamonix, nad nami rysują się ośnieżone szczyty najwyższego masywu Europy. Mont Blanc jeszcze stąd nie widać, ujrzymy go dopiero jutro!
Jest już późne popołudnie, godz. 17 - daleko dziś już nie zajdziemy. Podchodzimy jeszcze jakieś dwie godziny do opuszczonej chatki przy szlaku na 2700 m n.p.m. i tutaj postanawiamy nocować. Nad nami góruje Gouter, widać schronisko na 3800 m n.p.m. ? cel naszej jutrzejszej wędrówki. Wydaje się być tak blisko, a faktycznie czeka nas jutro mordercza wspinaczka i żleb ze spadającymi kamieniami, którego wszyscy się cholernie boją. Lecą nim małe z ogromną prędkością albo głazy wielkości telewizora czy lodówki... trudno wyczuć które są gorsze. Przed samym zmierzchem przybywają do chatki kolejni turyści niby alpiniści, do tego Polacy! Oni też nasłuchali się o tych spadających kamieniach. Wymieniamy doświadczenia i plotki. Kamienie podobno z samego rana rzadziej spadają, najlepiej więc ów żleb pokonać jak najwcześniej. Wieczór jest cudowny, niebo pełne gwiazd świecących tak jasno, że jest niemal widno. Można by siedzieć i liczyć je do rana, ale jutro pobudka o 6:00, pora więc spać.

      Do pokonania mamy ponad 1100 m różnicy wysokości. To niewiele jak na cały dzień wędrówki.
» wróc do: TrekkingStron: 5  123»