Mont Blanc - Dach Europy

Ale rozsądek wygrywa, nie ryzykujemy, pogoda w górach zmienia się bardzo szybko, a prognozy zwykle są trafione. Zostajemy w bazie i czekamy na burzę. Czekamy, czekamy i cisza... komuś się coś pomieszało! Burzy się nie doczekaliśmy!!! Pod wieczór temperatura zaczęła spadać. Zanim się ściemniło, leżeliśmy już posileni zupkami chińskimi i pasztetami z Polski, w cieplutkich śpiworkach. Budziki nastawiliśmy na 2:00. W środku nocy bowiem rusza się na szczyt, tak by o wschodzie słońca stanąć na dachu Europy. Niestety spać nam dane było tylko do 23... zamiast budzika, obudziły nas pioruny i wichura nieziemska. Zjawiła się spóźnialska burza! Błyskawice przeszywały niebo tuż nad nami z częstotliwością co 2 sekundy! Pioruny uderzały w pobliskie szczyty! Huk przy tym był nieprzerwany i tak ogromny, że nie słyszałam co krzyczy osoba leżąca obok! To tak, jakby nasz namiot stał w samym sercu dyskoteki z super laserami, tylko zamiast muzyki ktoś włączył tysiące maszyn!

      Wyrzuciliśmy z namiotu raki i wszelkie metalowe elementy mogące ściągnąć pioruny. Spokoju nie dawały nam tylko czekany, którymi przytwierdziliśmy do podłoża namiot! Co prawda były metalowe, ale z drugiej strony bez nich nasz tropik poleciałby w doliny... Prawdopodobieństwo trafienia pioruna akurat w nas było małe, a tego że tropik odleci duże, więc czekany zostały w śniegu. Wiatr wiał z prędkością 80 - 100 km/h! Ściany naszego igloo leżały na naszych twarzach, elastyczne maszty wyginały się we wszystkie strony, co jakiś czas niczym bicze uderzając nas po głowach i plecach. Istny koszmar! Do tego gradowe kulki topniały na tropiku i woda wlewała się do środka... z nocnego wyjścia nici. Byle wytrwać do rana.

      Nad ranem trochę się uspokoiło. Burza umilkła, przestało padać, tylko wiatr wiał niewzruszenie. Nocna niespodzianka narobiła niezłego zamieszania na ?polu namiotowym?.
» wróc do: TrekkingStron: 5  «12345