Mont Blanc - Dach Europy

Na tatrzańskich szlakach taką wysokość pokonuje się w 3 godziny, tutaj zabiera 5-6 godzin. Droga wymaga większej ostrożności, ciśnienie jest niższe, trochę trudniej się oddycha. Mamy szczęście, że nie dopada nas choroba wysokościowa. Kilka dni treningu w Alpach Szwajcarskich i trekking pod Matternhorn spełniły swoje zadanie.

      Po 2 godzinach docieramy do żlebu lecących kamieni (tzw. żleb Rolling Stones?ów). Mimo wczesnej pory po obu stronach żlebu, za skałami, stoją grupki ludzi czekające na odpowiednią chwilę by przebiec ok. 100 m odcinek w chwili gdy nie leci nic na głowę. O 8 rano nie jest to trudne, kamieni faktycznie leci niewiele, więc bez problemów pokonujemy najniebezpieczniejszy odcinek dnia. Dalej to już ?tylko spacer? granią między przepaściami i stajemy przy schronisku de Refuge du Gouter. Spacer ten to jednak dosyć trudny technicznie odcinek skalny. Miejscami są poręczówki (metalowe liny prowadzone po skałach) do których można wpiąć się karabinkiem i bezpiecznie mknąć do góry, ale tam gdzie ich nie ma, trzeba się trochę wdrapywać. Parę razy odczułam użyteczność kasku, gdybym go nie miała, moje bliskie kontakty ze skałami byłyby z pewnością mocno znaczone.

      Ostatnie metry przed schroniskiem nie mają końca, zmęczenie daje się we znaki. Na tych wysokościach każdy ruch wymaga kilkakrotnie większego wysiłku, a tu trzeba jeszcze namiocik rozłożyć. Na szczęście Włosi zostawili wykopany grajdołek, wstawiamy więc do niego nasz nowiutki namiocik, tropik przybijając czekanami, żeby nie odleciał podczas zapowiadanej popołudniowej burzy. Pogoda jest jednak piękna, na niebie nie ma ani jednej chmurki, nic nie wskazuje na burzę. Przez chwilę zastanawiamy się czy jeszcze dzisiaj nie atakować szczytu, zabrałoby nam to ok. 6 godzin, zdążylibyśmy przed zmrokiem.
» wróc do: TrekkingStron: 5  1234»